witam serdecznie również Anstahe wśród moich nowych obserwtorów. Cieszę się, że znalazłaś czas i zaglądnęłaś, zapraszam, zostań na dłużej :)
U mnie dni lecą jak oszalałe jakieś. Ostatnie były dość nerwowe. Nasza sunia Pusia, straciła przytomność w nocy z poniedziałku na wtorek. Zdążyła nas powiadomić, że coś się dzieje niedobrego, oszałamiającym skowytem, jakby rozpaczliwe, głośne wołanie o pomoc. Potem przewróciła się bezwładna. W pierwszej chwili myśleliśmy, że to już koniec, ale osłuchałam ją i serduszko biło, bardzo wolno, ale biło. Oddechy niewyczuwalne. Decyzja, jedziemy do kliniki. Gdy ją wzięłam, żeby włożyć do kontenerka, otworzyła oczyska i usiadła. Jednak nie czekaliśmy, zwłaszcza, że serducho przyspieszyło do ogromnego tempa. W klinice podjęliśmy decyzje, że zostanie w szpitalu na obserwacji. Z badania przy przyjęciu wyszła arytmia. I została... boszszszsz... te oczy, które na nas patrzyły jak wychodziliśmy... Nie da się wytłumaczyć psu, że nie zostawiamy jej na zawsze...
I myślałam tylko o tym, że jak tam umrze, to będzie sama, bez nas...
W domu koty do rana szalały jak opętane. Zupełnie nie wiem co w nie wstąpiło. Czy coś czuły?
Już jest dobrze :) Po badaniach krwi, które potwierdziły chorą od lat wątrobę, nic więcej złego nie wyszło. Echo serca wykazało niedomykalność zastawki trójdzielnej i wypadanie płatka zastawki mitralnej. Zmiany zwyrodnieniowe na zastawkach. Zaburzenia przewodnictwa.
W potocznym języku, znaczy to że krew się cofa do tyłu zamiast być przepychana dalej na obwód. Do tego dochodzi nierówne bicie serduszka.
Podajemy nowe leki. Punia większą część dnia i nocy przesypia. W okresach czuwania, jest przytulaśnym psiaczkiem. Najważniejsze, że nic ją nie boli :)
Mamy szczęście mieć dobre weteki w przychodni HYRAX w Krakowie, oraz Klinikę ARKA, całodobowy szpital z przychodnią, który ratuje nam życie w godzinach nocnych i świątecznych :)
*********************************************
A w ogrodzie nadal zima i standardowo goście
********************************************
Robótkowo nie mam nic do pokazania. Nie znaczy to, ze nic nie robiłam. Robiłam, ale pokazać będę mogła, jak dotrze do nowych właścicielek :)
Robiłam też oczywiście zdjęcia moich prezentów w zabawie "podaj dalej", utwierdzając się w przekonaniu, że namiot bezcieniowy, jest najlepszą kocia budką na świecie.
Tola |
Teraz zabieram się za kolejne zobowiazanie, wymiankę z Bożenką.
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, które zostawiacie :)
Cieszę się, że sunia ma się już dobrze. Wiem jak to jest, gdy nasi milusińscy poważnie chorują. To straszne. Życzę Efciu Tobie i Pusi dużo spokoju i zdrowia. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Haniu, nasi milusińscy nie potrafią mówić, dlatego musimy wciąż nad nimi się pochylać i umieć patrzeć na to, co chcą nam przekazać.
UsuńPozdrawiam Haniu.
Jak to dobrze, że wszystko dobrze się w sumie skończyło :) Niestety zwierzaczki - podobnie jak ludzie - chorują, nieraz ciężko, i dobrze jest mieć pomoc w zasięgu ręki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Ewciu i Twój zwierzyniec ciepło i serdecznie :)
Nasz psinka już dużo chorób ma za sobą, ale ma wielką wolę życia, a my zrobimy wszystko, żeby była z nami jak najdłużej.
UsuńPozdrawiam Joasiu :)
Ewciu zdrówka dla Twojej suni. Mam nadzieję, że jeszcze pobędzie z Wami torchę.
OdpowiedzUsuńA ta zima w Twoim ogrodzie piękna i pierwszy raz widze , żeby sarenka tak blisko podeszła.
Pozdrawiam
My też mamy taką nadzieję, Aniu :)
UsuńSarny u nas podchodzą bardzo blisko. Nieraz nawet na taras wchodzą. Ta stała sobie przed tarasem, a ja za szybą robiłam zdjęcie, nawet jak się ruszałam, to nie uciekała. Podjadła zeszłorocznych listeczków i z gracja przeskoczyła płotek pod lasem :)
Pozdrawiam :)
Tak strasznie mi zal psiaczka. U mnie zawsze w domu był pies i wiem jak bardzo można przyzwyczaić się do niego, szczególnie kiedy dzieci nie ma już w domu. Pisz często jak się czuje. Jedyne czego mogę zazdrościć, to tego, ze pomoc masz blisko,
OdpowiedzUsuńDanusiu, Pusia w święta BN weszła w 17 rok swojego życia. Jest naszą maskotką, choć były czasy, że wydawało jej się, że jest psem obronnym ;)
UsuńTylko dzięki szybkiej i fachowej pomocy możemy się jeszcze cieszyć z jej obecności z nami.
:)
No tak, można by powiedzieć, że swoje przeżyła, ale to nie takie proste. Żegnaliśmy nasze psy trzy razy i wiem co to jest. Po każdym nie miało być następnego, ale zawsze jest i tak samo kochane jak poprzednie. Pozdrawiam i ogromnie się cieszę, że tu zawitałam.
Usuńsolidny wiek jak dla takiego małego psiaka!
Usuńdobrze mu u was ;-)
Wspaniale , że Pusia uratowana. Takich gości w ogrodzie uwielbiam , ale bliso podeszła pod Wasz dom. Kotki cudne. Pozdrawiam cieplutko..
OdpowiedzUsuńAno Marysiu, taki to u nas zwierzyniec swojsko-domowo-leśny :)
UsuńPozdrawiam.
Biedne te nasze zwierzątka, nie potrafią mówić. Dobrze, że my czuwamy przy nich:)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś setera irlandzkiego, Baja, był uczulony na pchły. Jego uczulenie, wystarczyła jedna pchła, objawiało się w podobny sposób, że tracił przytomność, serce ledwo biło. Dostawał zastrzyk z Hydrokortyzonu i wstawał na nogi. Lek ten musieliśmy mieć w domu, bo mógł zdechnąć, zanim dojechalibyśmy do kliniki. Uczymy się zachowań naszych podopiecznych przez całe ich życie i pomagamy jak możemy:) Pomyziaj Swoją psinkę ode mnie.
Cieplutko pozdrawiam.
To chyba Aniu jedna z najgorszych chorób jak się mogła Baji przytrafić. Pchły są ogólnodostępne, więc zagrożenie życia było cały czas.
UsuńPusia pomyziana, merdnęła ogonkiem i zwinęła się w kulkę na drugim boczku :)
Całuję :)
Ciesze sie, ze piesio ma sie lepiej, pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńMy też sie cieszymy ogromnie Kamilko :)
UsuńBuziaki :)
Ewuniu czytając o Twoje suni miałam łzy w oczach bo spojrzałam na moja psinke i nie wyobrażam sobie co bym bez niego zrobiła. To jest najgorsze u piesków, że tak krótko żyja... :(
OdpowiedzUsuńA tych widoków przed domem i sarenek to Ci zazdroszczę, natura tak blisko Ciebie, pięknie :)
Najgorsze u zwierzaków jest to, że nie potrafię się poskarżyć. Czasem jest już za późno. mamy jednak nadzieję, że jeszcze będziemy się wspólnie cieszyć wzajemną obecnością :)
Usuńpozdrawiam Lidziu :)
Oj to strachu było co niemiara...
OdpowiedzUsuńBiedna sunia, zdrówka życzę, by nie bolało...
Jakie cudne sarenki :-)
Sama wiesz, Krysiu, jak to jest...
UsuńMalusie czupiradło ...ale nastraszyć potrafi co?
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę , że wszystko jest oki
Tak Lucynko, strachu podjedliśmy i smutku też.
UsuńNo to przeżyliście chwile grozy... Dobrze, że lekarz był dostępny, u nas pewnie czekać trzeba by było do rana... Oby lekarstwa pomogły i Pusia wróciła do zdrowia.
OdpowiedzUsuńDziękuję Renyu. Tak, mamy fajnie z naszą służbą weterynaryjną :)
UsuńPunieczka już sobie spaceruje dostojnie na sisiu :)
To musiała wam niezłego stracha robić. Nie umiem sobie nawet wyobrazić tej paniki jaką musieliście poczuć. Diagnoza niezbyt radosna ale dobrze, że są możliwości żeby jej coś troszkę pomóc.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana. Dużo zwierząt odchodzi w ostatnich miesiącach.
Tak Marysiu, diagnoza nie fajna, ale w wieku 17 psich lat nie można się spodziewać okazu zdrowia. Pusia jest w wieku geriatrycznym to i wielochorobowość jej towarzyszy. Cieszy nas jednak, że nie cierpi i jeszcze może być z nami.
Usuńchyba bardzo głodne te leśne głodomory, ze tak blisko pod dom podchodzą....
OdpowiedzUsuńno chyba, ze ty mieszkasz w lesie ;-D
Od wschodu mam lasek, od południa las, od zachodu sąsiadów, a od pólnocy drogę, za która jest pole uprawne i ...las :)
UsuńGłodne bardzo nie są. Maja paśniki pełne sianka, a za naszym ogrodzeniem wystawiamy dla zwierząt kapustę, jabłka, marchewkę. Zawsze to jednak na deser lepiej wpaść do ogródka ;)
no jak ty takie desery za płot wystawiasz to nic dziwnego, że ci prawie do chałupy włażą w poszukiwaniu czegos jeszcze lepszego! :-D
UsuńBiedna Pusia, dobrze, że ma na miejscu fachową opiekę w postaci swojej Pani.
OdpowiedzUsuńNasza Daisy już 4 lata jest na lekach, dajemy radę, będzie dobrze !
A sarny nieźle sobie poczynają, czują dom dobrego człowieka :)
Buziaki :)
Dobrze, że możemy tym naszym stworkom dawać leki. Mizianaki dla Daisy.
UsuńJa tam myślę, że one czują świeżą korę z malutkich tujek ;)
Dobrze, że piesek ma się lepiej. Sarenki chyba są głodne. Fajne zdjęcia im zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Tak Tereniu, juz duzo lepiej :)
UsuńA sarenki u nas, to raczej bardzo mało bojaźliwe, więc i nie bardzo uciekają ;)
Dobrze , ze piesek ma tak dobra opieke...zal ich jak choruja...Fajnych masz gosci w ogrodzie to takie nie codzienne.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńEluś, u nas to widok całoroczny :) Pod lasem zrobiliśmy niskie ogrodzenie, bo mi wysoka siatka z otoczeniem nie współgrała. Co to dla sarenki pół metrowy płotek :))))))
UsuńPozdrawiam równiez :)
cieszę sie, że udało się pomóc psiakowi:) cudownych gosci masz w ogrodzie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Dziekuję Joasiu :)
UsuńBiedna ta Twoja psinka, ale dobrze, że można leczyć.
OdpowiedzUsuńSarenki śliczne:)
Namiot jak widać ma jeszcze jedno zastosowanie:) Koty jednak wiedzą co dobre:)
Bo dom należy do kota :))))))))))))))))))))))))))))
UsuńSarenka w ogrodzie - niesamowity widok!!! Sunia ma szczęście ze ma Was i blisko klinikę, ja nie wiem co bym zrobiła:(
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu Ewuś:)
dziękuję Aniu :)
UsuńSarenka jest fajna, ale jak zaczyna zjadać wszystkie kwiaty i paczki róż, to już mnie troszkę wtedy irytuje :) Ale zimą, niech sobie hasa po ogrodzie. Żywopłot z iglaków mam obciety do granicy sniegu, więc wiosna nie muszę brać sekatora do rąk :)
Dobrego dnia :)
Wspaniałe wieści, że piesek już w domciu i że ma tak wspaniałych właścicieli!!!
OdpowiedzUsuńAż się chwali !!!
A widoczki z ogrodu piękne, biało i gościnnie ;)
Pozdrawiam :)
Dziekuję Januszu :))))))))))))))))))))
UsuńMiłej niedzieli :)
Dobrze że te chwile strachu przemieniły się w chwile szczęścia z Pusią:)))
OdpowiedzUsuńSarny tez kiedyś odwiedzały nasz ogród ,ale w naszej okolicy coraz mniej terenu leśnego ,a coraz więcej ogrodzonych działek.Takie wizyty były miłe ,ale i trochę uciążliwe, bo sarny często robiły "porządek " w ogrodzie.
Pozdrawiam :)))
Tak Lucynko, sarenki są piękne, ale i piękne po nich porządki. Jednak w zimie nie mam serca wyganiać ich z ogrodu. A z jaką gracją przeskakują płotek:)
UsuńMilego dnia :)
Bardzo Ci współczuję Beatko, mam nadzieję że Pusia jakoś jeszcze wydobrzeje. Nasz Czaruś miał 18 lat jak przyszło się pożegnać. Walczyliśmy do końca ale na starość nie ma lekarstwa.
OdpowiedzUsuńZima u nas podobna i sarenki z lasu czasem podchodzą ale takich fajnych zdjęć nigdy nie udało mi się zrobić. Przesyłam uściski.
Tak Ewciu, starość to fizjologia i jej się nie leczy. Można tylko leczyć choroby, które tę starość zaburzają.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Ewa :)))))))))))))))))))))))))))))))))))
Wybacz Ewuniu!!!!! Jak piszę wiele komentarzy po kolei to czasem mi się coś pomiesza. Mam nadzieję, że to jeszcze nie skleroza. Buziaczki.
UsuńEwuś, no coś Ty, ja wcale się nie gniewam :)))))))))))))) Nie znamy się w realu, nie widzimy na co dzień, trudno wśród tylu blogów nigdy się nie pomylić ;)
UsuńCałuski :)
Dużo zdrowia dla Pusi, ja w ubiegłym roku straciłam 2 świnki z czego jedna na serduszko umarła :( Życzę dużo zdrowia Twojej psiunce. Ale pięknie u Ciebie biało, a gości masz nietypowych :)
OdpowiedzUsuńOch jak Ci zazdroszczę ogrodu z takimi gośćmi. masz wspaniałe zwierzaki.
OdpowiedzUsuńEwuś, dobrze, że z Pusią już lepiej. Widoki zimowe u Ciebie piękne !!! U mnie nie ma niestety tyle śniegu. Chyba ze dwa razy nasypało, raz w święta i drugi raz - dwa dni temu, ale to był śnieg jednodniowy. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńOchhh, smutno strasznie jak zwierzak choruje i tak trudno się z nim porozumieć...
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że już lepiej. Zdrówka dla piesi życzę!
Fajne mieć takich gości :)
OdpowiedzUsuńZawsze boli mnie serce jak zwierzaczkowi jest źle i choruje - nie raz w swoim życiu to przechodziłam - cieszę się, że wszystko jest już w porządku i Pusia jest razem z wami w domu - pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Pusia już wydobrzała. Bardzo fajnych masz gości na podwórku.
OdpowiedzUsuńNiestety Annette, Punia kończy powoli swoje życie. W piątek miała obrzęk płuc. Znów szpitalik, tlen, kroplówki, diuretyki, modyfikacja leków. Do wieczora duszność ustąpiła, ale serduszko już nie chce wrócić do normy. jest słabiutka, głównie śpi. Dziś nic nie chce jeść, pije. Nie cierpi.
Usuń:(