Wierzę, bardzo wierzę, że będzie jeszcze dobrze, że da radę, że się podniesie...
Nasza Pusia kochana. W niedzielę przestała merdać ogonkiem, ale była wesoła, biegała po ogrodzie, witała mnie po powrocie do domu. Tylko ten ogonek ciągnął jej się po ziemi. Mieliśmy iść w poniedziałek do wetki sprawdzić przyczynę oklapniętego ogonka.
W poniedziałek rano mąż pojechał już z psiną, która nie mogla ustać na łapkach. Zupełnie jakby niedowład wszystkich czterech łapek. Nie siusiała, nie robiła kupki, nie chciała jeść, ani pić.
Wetka porobiła badania: usg brzucha, rtg klatki piersiowej, krew. Serduszko bardzo powiększone. Kroplówka, zastrzyki, leki.
We wtorek znów do wetki, bo siku nadal nie ma mimo leków diuretycznych. Po drodze bidulka nasikała cały kontener. Znów usg, nic, żadnych zmian. W badaniach krwi, wszystkie parametry w normie: wątrobowe, nerkowe, zapalne, morfologia.
W nocy z środy na czwartek coś drgnęło, Pusia cichutko dała znać, że chce wyjść na trawkę. Od tego czasu informuje, jak chce na siusiu. Wynosimy małego stworka i trzymamy nad trawą, aż skończy.
Wczoraj wetki powiedziały, że skończyła się ich moc sprawcza.
Może być to sprawa guza rdzenia kręgowego, lub glejaka mózgu. Tego się u zwierząt nie leczy. Mozna zrobić rezonans magnetyczny we Wrocławiu, ale tylko po to, żeby się dowiedzieć, czy są jakieś zmiany. Nic po za tym.
U nas w Klinice Arka, robią mielografię, badanie, które może pokazać czy jest jakieś zwężenie w kanale rdzeniowym. Ale jest obarczone dużym ryzykiem uszkodzenia rdzenia kręgowego i paraliżu.
Z tego więc rezygnujemy, zwłaszcza że i to badanie nie spowoduje zniwelowania przyczyny ewentualnego zwężenia.
Pusia je karmiona z ręki i pije strzykawką, nie okazuje żadnych oznak cierpienia i patrzy na nas tymi swoimi wielkimi okrągłymi oczyskami.
Gdyby nie te łapki, które nosić piesy nie chcą, można by powiedzieć - okaz zdrowia.
Więc zmieniamy co godzinę pozycję leżenia, karmimy, wynosimy na siku i kupkę, dajemy lekarstwa i wierzymy, że jeszcze będzie dobrze.